piątek, 24 października 2014

Rozdział 25

Dziękuję Wam, że po tak długiej przerwie nie zapomnieliście o mnie i wciąż chcecie czytać moje opowiadanie. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona taką ilością komentarzy. DZIĘKUJĘ :*
Wkrótce też postaram się dodać rozdział na mojego drugiego bloga. Więcej szczegółów wkrótce :)


Rozdział 25

*Per. Logana*
Otworzyłem drzwi, gdzie Cat słodko sobie spała. Nie miałem serca jej budzić. Przykryłem ją tylko kocem i wyszedłem. Skoro jest chora niech lepiej odpocznie. Sen to najlepsze lekarstwo.

*Per. Cat*
***następnego dnia***
Obudziłam się rano. Czułam się lepiej niż wczoraj, ale wciąż jakieś dziwne uczucie siedziało w środku mnie. Nawet nie wiem jak to opisać. Może jakby coś mnie... dręczyło? Ale co?
Zrezygnowana wstałam z łóżka. Zauważyłam, że byłam przykryta kocem, a ja go nie brałam. Pewnie któraś z dziewczyn była u mnie. Nie chciała, żebym zmarzła to mnie przykryła. To bardzo miłe z jej strony.  Postanowiłam w podzięce zrobić śniadanie. Co prawda nie mam zbytnio jakoś siły, ale dam radę zrobić kawę i do tego parę kanapek.
Gdy już na stole stał talerz pełen kanapek całą trójka moich przyjaciół zeszła na dół.
- Hejka. - odezwałam się pierwsza.
- O cześć. A ty już na nogach? - spytała Vic.
- Myślałyśmy, że śpisz jeszcze. - powiedziała Meg.
- Skoro nie najlepiej się czujesz to powinnaś odpoczywać i regenerować siły. - dodała Jen.
- Dziękuję za troskę, ale już jest lepiej. - uśmiechnęłam się życzliwie.
- I do tego jeszcze zrobiłaś śniadanie. - zdziwiła się Vic - podziwiam cię normalnie.
- Musiałam się odwdzięczyć za koc. A nie wiedziałam, której z was mam dziękować więc zrobiłam kanapki dla całej trójki. - wytłumaczyłam wesoło.
- Ale jaki koc? - spytała Meg sięgając po kawę.
- No bo któraś z was mnie przykryła kocem, żebym w nocy nie zmarzła i się gorzej nie rozchorowała.
- Ale to nie ja. - dodała Meg
- Ani ja. - powiedziała Vic trzymając kanapkę w ręce.
- Ani ja. - odezwała się Jen.
- No to kto w takim razie? - zdziwiłam się nieco - Duch?
- Wiesz, może Logan mieć coś z tym wspólnego - dodała Jen słodząc kawę.
- Ale jak to? Bo chyba niezbyt rozumiem.
- Wczoraj po tym jak poszłaś do pokoju Logan coś dziwnie wyglądał. Siedział z nami jakby zamyślony i nieobecny. Poszedł do ciebie, ale po chwili wrócił i powiedział, że śpisz. - wytłumaczyła mi całą sytuację Vic.
- Chyba jednak komuś innemu będziesz musiała robić kanapki. - zażartowała Jen.
Usiadłam na krześle obok dziewczyn kompletnie skołowana. Najpierw impreza i tańce, potem te uniki, a teraz to. Co to niby ma wszystko znaczyć? Gubię się. Henderson serio zaczyna mnie wkurzać. Jeszcze jedna taka sytuacja i serio mu powiem co o nim myślę.

*Per. Vic*
Po śniadaniu Austin zadzwonił, że chce się ze mną spotkać. Ubrałam się szybko i umalowałam po czym zabierając potrzebne rzeczy skierowałam się do wyjścia.
- Wychodzisz? - krzyknęłam aby reszta domowników aktualnie przebywających w kuchni mogła mnie usłyszeć
- A gdzie?
- I z kim?
- O której wrócisz?
Każda zadała mi "niezbędne pytanie" niczym nadopiekuńczy rodzic.
- Wychodzę z Austinem na miasto i będę po południu. Pa.
Aby nie musieć odpowiadać na inne pytania szybko się ulotniłam z domu.

*Per. Logana*
Siedziałem na kanapie w salonie i oglądałem telewizję, a raczej bezsensownie wgapiałem się w ekran nawet nie wiedząc, co w danym momencie się tam dzieje.
- Stary żyjesz? - Kendall podszedł do mnie i usiadł obok w fotelu?
- Żyję.
- Co się z tobą dzieje? Od jakiegoś czasu zachowujesz się dziwnie.
- Dziwnie? - nie wiedziałem o co mu chodzi.
- No tak. Ciągle jesteś zamyślony, jak się coś do ciebie mówi to tak jak do ściany. Nie poznaję cię ostatnio Logan. Coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie chcę ci zwracać głowy moimi problemami. Jakoś sam dam radę.
- Daj spokój. Od czego masz kumpli? Mów o co chodzi. - nie odpuszczał.
- Od jakiegoś czasu podoba mi się Cta.
- To wiem. Uwierz stary, że nie sposób tego nie zauważyć. - uśmiechnął się.
- Na imprezie urodzinowej Vic chciałem spytać Cat czy zostanie moją dziewczyną.
-  Iiiii? - dopytywał Schmidt - Nie mów, że dała ci kosza.
- Nie. Zadzwonił do mnie telefon i nie zdążyłem jej nic powiedzieć. A teraz nie mam odwagi, żeby do niej zagadać. Głupio mi.
- Ty nie masz odwagi zagadać do dziewczyny? Tobie głupio? No nie żartuj sobie ze mnie. - zaczął się śmiać.
- Wiedziałem, że będziesz się ze mnie nabijać. - chciałem wstać i odejść, ale Schmidt mi nie pozwolił.
- Nie nabijam się tylko zastanawiam się czy to wciąż ty.
- Że co proszę? - nie skumałem o co chodzi.
- Ty nigdy nie miałeś problemów z dogadywaniem się z dziewczyną. Zawsze byłeś śmiały, pewny siebie i niczego się nie bałeś. A teraz trzęsiesz portakmi jak nigdy. Ale ja wiem dlaczego. - zaczął szczerzyć zęby.
- To może mnie oświecisz?
- Zakochałeś się. - stwierdził.
- Gadasz głupoty.
- Zakochałeś się. I nie powiesz mi, że się mylę.
- To nie możliwe.
- Niby czemu? Bo nigdy wcześniej ci się nic takiego nie zdarzyło? Nic takiego nie czułeś wcześniej?
- Ja... Może... Nie wiem.
- Przemyśl to wszystko i pogadaj z Cat, bo dla niej to też na pewno trudna sytuacja...

 
***************
No i jak się podoba? Jak myślicie: co się dalej wydarzy między Loganem i Cat? I jak minie randka Vic? Piszcie w komentarzach :)
10 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D


P.S. Zostałam poproszona o wstawienie w tym rozdziale zdjęcia, które znajduje się w tle bloga. Także specjalnie dla Dark_bunny proszę bardzo :)


poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 24

Rozdział 24


*Per. Megan*
No i tak jak przypuszczałyśmy z Vic to była nasza prywatna ekipa sprzątająca. Zeszłyśmy na dół gdzie można było usłyszeć piski Carlosa.
- Co się stało? - spytała Jen nieco wystraszona.
- To niby my tak nabałaganiliśmy? - niedowierzał Pena.
- Taaaa. Niestety. I ktoś to musi ogarnąć, a my same rady nie damy. A wiecie przecież, że sąsiedzi sobie pomagają. - dodała inteligentnie Cat, my jak na zawołanie się wszystkie uśmiechnęłyśmy.

*Per. Jennifer*
No ale żeby aż tak nas wykorzystywać? - oburzył się Henderson oczywiście w żartach. - Przecież to nieludzkie. - próbował udawać poważną minę, ale niestety coś średnio mu to wychodziło.
- Oj no weźcie. Przecież jesteśmy nie tylko sąsiadami, ale też przyjaciółmi. - odezwała się Vic - A przyjaciele sobie nawzajem pomagają w potrzebie, prawda?
- Prawda. - odpowiedzieli jednocześnie Meg i James i popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, ale stwierdziliśmy, że to tylko zwykły przypadek.
- No to jak: sprzątamy, żeby mieć to jak najszybciej z głowy czy dalej gadamy bez wyraźnego sensu? - spytała Cat.
- Sprzątamy! - wszyscy krzyknęliśmy chórem.

*Per. Jennifer*
Te całe porządki poszły nam dość sprawnie muszę przyznać. Oczywiście nie obyło się bez śmiechów i żartów, ale to już tradycja. Najpierw Carlos zaczął tańczyć tango z mopem, Logan z pudełka po pizzy wyciął sobie koronę i udawał, że jest księżniczką, Kendall założył na siebie worek na śmieci twierdząc, że to bardzo gustowna suknia, i nawet James, który w ostatnim czasie nie czuł się najlepiej przez te wszystkie wydarzenia związane z Bridget uśmiechał się coraz częściej i chyba wracał do normalnego życia bo podobnie jak Henderson zaczął tańczyć, tyle że ze szczotką, a nie z mopem. Potem się kłócili, który jest lepszym tancerzem, my musieliśmy wybierać niestety. Ale skończyło się remisem.

*Per. Cat*
Już prawie kończyliśmy. Poszłam na chwilę do kuchni się napić soku. Oparłam się o kuchenny blat i zaczęłam się zastanawiać nad jedną rzeczą, która nie dawała mi spokoju odkąd chłopaki dzisiaj do nas przyszli. A mianowicie to, że podczas całej ich wizyty Logan nie zamienił ze mną ani słowa, nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, ani też nie podchodził zbyt blisko mnie. Nie rozumiałam co to wszystko ma znaczyć. Najpierw spotykaliśmy się ze sobą, tańczyliśmy, nagle chce mi coś powiedzieć, a teraz unika mnie i traktuje jak osobę, której nie zna. Szczerze, to myślałam, że mam u niego jakieś szanse i łudziłam się, że wszystko się jakoś ułoży. Tymczasem on traktuje mnie oschle, z dystansem i równie dobrze w ogóle mogłoby mnie tam nie być. Na pewno dla niego byłoby lepiej.

*Per. Carlosa*
- Skończyliśmy. Nareszcie. Myślałem, że zajmie to nam wieczność. - padłem zmęczony na kanapę.
- No trochę nam to zajęło, ale efekty są. - powiedziałą Jen.
- Ej ludzie a może byśmy coś zjedli? Zgłodniałem od tej pracy. - zaproponował Kendall.
- Popieram. - dodał James.
- To co? Zamawiamy pizze? - spytałem.
- Jak dla mnie ok. - powiedziała Vic.
- Ok. To ja zadzwonię
Gdy przywieźli nasze zamówienie dziewczyny przeraziły się chyba tą ilością jedzenia.
- Przepraszam bardzo, kto to niby wszystko zje? - spytała zdziwiona Meg.
- My. - odpowiedzieli we czwórkę z bananem na twarzy.
- Ale że tyle? - Meg dalej była zszokowana.
- To ty jeszcze nie nie znasz naszych możliwości. - odpowiedział wciąż uśmiechnięty James.
Meg zrezygnowana odpuściła z uśmiechem.
Usiedliśmy wszyscy w salonie i zajadaliśmy pizze rozmawiając przy tym
- Cat coś dziwnie wyglądasz i prawie nic nie zjadłaś. Dobrze się czujesz? - spytała zatroskana Jen.
- Jak znów będziesz chora to Logan z pewnością znów pomoże ci wrócić do zdrowia. - zażartowałem i puściłem jej oczko. Wszyscy się wtedy dziwnie na mnie gapili.
- Wiecie - odparła sama zainteresowana - ja chyba pójdę do swojego pokoju i się położę bo faktycznie nie najlepiej się czuję. Do jutra mi przejdzie na pewno i Logan nie będzie musiał sobie zawracać głowy leczeniem mnie. Cześć wszystkim.
- Pa. - odpowiedzieliśmy.

*Per. Logana*
Po co Carlos gada takie głupoty? Prosił ktoś go o to? Jestem dorosłym człowiekiem i sam świetnie poradzę sobie ze swoim życiem. A potem jeszcze te słowa Cat: "Logan nie będzie musiał zawracać sobie głowy leczeniem mnie." Powiedziała to z taką jakby wrogością w głosie. Ale nie rozumiałem dlaczego. Przecież ja nic takiego nie zrobiłem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiedząc co o tym myśleć postanowiłem pójść do Cat i porozmawiać z nią oraz zobaczyć jak się czuje. Wszedłem powoli po schodach. Zapukałem, ale nikt się nie odezwał. W końcu otworzyłem drzwi...

***************
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 23

Było minimum 8 komentarzy więc z godne z obietnicą jest i notka :)


Rozdział 23

*Per. Jamesa*
- Meg - zacząłem.
- Tak?
- Bo ja chcę ci coś powiedzieć. Tylko nie za bardzo wiem jak to ubrać w słowa i od czego zacząć.
- Może od początku? - zaśmiała się i puściła mi oczko.
- To nawet nie głupi pomysł. - zacząłem i ja żartować, żeby się jakoś wyluzować. - Posłuchaj, nie jestem zbyt dobrym mówcą, ale chcę ci podziękować.
- Podziękować? Ale za co? - spytała zdezorientowana.
- Ogólnie to za wszystko. Za to, że jak... Bridget odeszła nie pozwoliłaś mi się załamać, nie pozwoliłaś mi siedzieć samemu w pokoju. Za to, że potrafiłaś wbić mi coś do tego mojego tępego mózgu, że wyciągnęłaś mnie z pokoju, że nakłoniłaś do jedzenia, że nie zmuszałaś mnie i nie pytałaś co chwila "czy wszystko w porządku" i "jak się trzymam" jak to robili inni, że wysłuchałaś mnie, dałaś dobre rady  przede wszystkim za wczorajszy wieczór. Nie wiem co jeszcze powinienem powiedzieć bo chyba nigdy się nie wysłowię dziękując ci za to, co dla mnie zrobiłaś. Uświadomiłaś mi wiele rzeczy. I za to ci będę wdzięczny do końca życia.

*Per. Megan*
- ... I za to ci będę wdzięczny do końca życia. - po tych słowach James zamilkł, a ja nie wiedziałam co powiedzieć i najzwyczajniej w świecie się wzruszyłam i rozpłakałam jak małe dziecko.
- Hej, Meg, czemu płaczesz? Coś się stało? Powiedziałem coś nie tak? - spytał przejęty Maslow.
- Wszystko w porządku. Po prostu to były najpiękniejsze słowa jakie ktoś mi powiedział. I w sumie to jeszcze nikt mi nie dziękował teoretycznie za nic.
- Jak to za nic? - zdziwił się James
- Bo ja nie zrobiłam nic szczególnego, tylko po prostu chciałam pomóc przyjacielowi w potrzebie.
James usiadł bliżej, mocno mnie przytulił i dodał szeptem:
- Zrobiłaś więcej niż ci się wydaje.
Siedzieliśmy jeszcze tak kilka minut na kanapie w domu chłopaków, gdzie ja ze wzruszenia płakałam i zalewałam łzami koszulę Jamesa.

*Per. Victorii*
Siedziałyśmy sobie z dziewczynami w kuchni i plotkowałyśmy. Nagle do domu wróciła Meg.
- No i jak poszło? - spytałam.
- Co ? A tak. Wszystko załatwione. Chłopaki wpadną za godzinę. - powiedziała, ale miała trochę dziwną minę.
- Meg, wszystko ok?
- Trochę mnie może boli głowa, ale  to zaraz minie. Nie ma się czym przjmować.
- Na pewno?
- Tak. A teraz przepraszam, ale moja mama dzwoniła i obiecałam, że do niej oddzwonię.
-  Jasne.
Gdy Meg poszła, odezwałam się do dziewczyn.
- Martwię się o nią, wiecie? Jak wychodziła, zachowywała się normalnie, a teraz wróciła jakaś odmieniona. Może to przez nas, że ją tak wysłałyśmy do nich z tą naszą misją? - powiedziałam przejęta.
- Nie, chyba nie. - dodała Cat - Chociaż...
- Może po  prostu serio ją boli głowa? - powiedziała Jen - Jeśli jej w najbliższym czasie nie przejdzie to znaczy, że to coś innego.
- I wtedy się dowiemy o co chodzi. - dodałam.
- I jakoś zadziałamy. - odezwała się Cat.
Trochę się o nią martwiłam, a przez głowę przechodziło mi mnóstwo myśli, które nie dawały mi spokoju. W końcu to moja przyjaciółka i nie mogę jej tak zostawić. Miała rozmawiać z mamą, więc, więc dam jej chwilę, a potem pójdę i pogadam z nią. Może dowiem się czegoś więcej.

*Per. Megan*
To co powiedział mi James było bardzo miłe. Nie myślałam, że po prostu mówiąc mu oczywiste rzeczy, aż tak to do niego dotrze. Znaczy miałam nadzieję, że weźmie to do serca, ale nie myślałam, że aż tak. Naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam mu pomóc. Człowiekowi od razu cieplej się na sercu robi, gdy wie, że zrobił dla kogoś coś dobrego. Moje rozmyślania przerwała pukająca do drzwi Vic.
- Hej, mogę wejść?
- Jasne.
- Jak tam z twoją głową? Lepiej?
- Tak, już trochę lepiej. Zaraz całkiem mi przejdzie.
- To dobrze. Bo szczerze jak wróciłaś z taką dziwną miną, to pomyślałam, że stało się coś poważnego.
- Mogę cię zapewnić, że oprócz mojej bolącej głowy wszystko ze mną w porządku.
- W takim razie cieszę się bardzo. - odparłam uśmiechnięta.
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałyśmy po sobie i od razu wiedziałyśmy kto to.
- To zapewne nasza ekipa sprzątająca. - mrugnęła do mnie Vic.
- Zapewne tak. - odparłam po czym się roześmiałyśmy.
Zeszłyśmy na dół, aby wziąć się do roboty. Coś czułam, że to nie będzie takie znów zwykłe sprzątanie.
***************
No i jak się podoba? Myślicie podobnie jak Meg, że to sprzątanie nie będzie takie zwykłe? A może macie inne zdanie? Odpowiedzi w komentarzach :)
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

środa, 30 kwietnia 2014

Liebster Award - Part 2

Liebster Award


Zostałam nominowana przez Natkę Schmidt i Martę Gadomską, za co bardzo, bardzo, bardzo im dziękuję :D :D :D
,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla bloggerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Pytania od Marty Gadomskiej
1. Jaka jest Twoja szkolna ksywka? - Nie mam ksywki.
2. Jaka jest Twoja ulubiona serialowa para? - Niestety nie mam takowej.
3. Jaki jest Twój ulubiony film? - Jest tego bardzo dużo, więc ciężko mi wymienić jeden
4. Masz ulubiony odcinek serialu Big Time Rush? Jak tak, to który? - Uwielbiam wszystkie odcinki <3 <3 <3
5. Jaka piosenka jest na samej górze Twojej Playlisty? - Jest ich kilka, ale chyba ta najlepsza to: Kendall Schmidt - "Everyday girl".
6. Jakie książki czytasz z własnej woli? - Lubię romansidła, dramaty, kryminały, obyczajowe.
7. Którą z supermocy Supermana wzięłabyś dla siebie? - Nie lubię Supermana i nie wiem jakie ma super moce więc zostawię to pytanie bez odpowiedzi.
8. Na jaki kolor najczęściej malujesz paznokcie? - Fiolet, ale czasem też róż lub czerń.
9. Używasz szminki/błyszczyka? - Tak.
10. Słuchasz czasami starych piosenek? - Tak, to taki miły powrót do przeszłości :)
11. Kto jest twoim ulubionym superbohaterem? - Nie przepadam za superbohaterami więc nie mam ulubionego.

Pytania od Natki Schmidt
1. Skąd bierzesz pomysły na rozdziały? - Inspiruje mnie otoczenie, obejrzany film, przeczytana książka, muzyka, której słucham, po prostu wszystko co mnie otacza.
2. Ulubiony blog? - Nie potrafię wybrać. Czytam ich bardzo dużo i każda z autorek świetnie pisze.
3. Ulubiony cytat? - "Find your passion and run with it. Anything is possible."
4. Według Ciebie, warto prowadzić blogi? - Według mnie zdecydowanie tak. Sama pomimo początkowych wątpliwości cieszę się, że jednak pisze :)
5. Co jest dla Ciebie najważniejsze? - Przyjaciele.
6. Jest coś, co odmieniło by Twoje życie? - Big Time Rush i moja najlepsza przyjaciółka.
7. Co Cię najbardziej denerwuje? - Ludzka głupota, sztuczność, fałszywość.
8. Ulubiona piosenka? - Kendall Schmidt - "Everyday girl"
9. Jak długo, prowadzisz już swojego bloga? -  10 maja minie rok :)
10. Czy pisanie bloga, sprawia Ci przyjemność? - Ogromną.


Moi drodzy, ponieważ otrzymałam tą nominację po raz drugi, a lista blogów, które czytam za wiele się nie zmieniła, więc nominuję tylko te blogi, które czytam od niedawna :)
1. http://opowiadaniazbtrpolska.blogspot.com/
2. http://lovemeagainopowiadanie.blogspot.com/
3. http://dirtyimagines.blogspot.com/
4. http://rusherschmidt111.blogspot.com/

Pytania ode mnie:
1. Co cię skłoniło do prowadzenia bloga?
2. Ulubiona piosenka BTR?
3. Czym się kierujesz w życiu?
4. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
5. Jakie masz największe marzenie?
6. Ulubiony kolor?
7. Motto, którym się kierujesz w życiu?
8. Za co podziwiasz BTR?
9. Masz jakieś hobby?
10. Rzecz, którą zawsze masz przy sobie?
11. Jaki blog był pierwszym odwiedzonym przez ciebie?

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 22

Zapraszam serdecznie na mojego drugiego bloga. Niedawno pojawił się nowy rozdział. ----->BLOG


Rozdział 22

*Per. Jamesa*
- Ale jak?
- Chcesz się przekonać?
- Tak. - odpowiedziałem.
- To chodź.
Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i wprowadziła do domu. Zaciągnęła mnie na parkiet i zaczęliśmy tańczyć.
- Niby jak ma mi to pomóc? - spytałem bo nie bardzo rozumiałem.
- Po prostu wyluzuj się i żyj chwilą. Nie oglądaj się wstecz, nie myśl o tym co było, ani o tym co będzie, tylko o tym c jest tu i teraz. A teraz to jest impreza, na której masz się śmiać, cieszyć, tańczyć i bawić. Tu nie ma miejsca na dąsy tylko pląsy.
Zaśmiałem się i uświadomiłem, że dziewczyna miała rację. Po chwili oboje szaleliśmy na parkiecie.

***następnego dnia***
*Per. Victorii*
Impreza trwałą do bardzo późna. Towarzystwo rozeszło się chyba gdzieś około 3 lub 4 nad ranem. Ja sama obudziłam się po 13. Jak się okazało tylko ja byłam na nogach. Gdy zobaczyłam bałagan, który narobiliśmy trochę się przestraszyłam. I zastanowiłam się kto i kiedy to posprząta. Przecież to zajmie nam tydzień. O tego wszystkiego głowa bolała mnie jeszcze bardziej niż zaraz po obudzeniu. Sprawdziłam swój telefon. Był tam sms od mojego nowego chłopaka. Wciąż nie wierzyłam, że jesteśmy razem. To się stało tak nagle, tak niespodziewanie. Ale bardzo się z tego powodu cieszyłam. Wiadomość, którą wysłał mi Austin to zwykłe "Dzień dobry :*", ale za to jak cieszy. Odpisałam mu i zabrałam się za robienie śniadania. Po chwili do kuchni wpadła reszta domowniczek.
- Hej wczorajsza solenizantko. - przywitały się ze mną wesoło.
- Hej. - odparłam radośnie.
- A co ty taka szczęśliwa? - spytała mnie Cat.
- Tak po prostu. Wczorajsza impreza po prostu była świetna. Dziękuję wam za to bardzo. Zdecydowanie jedne z najlepszych moich urodzin. - odparłam z uśmiechem.
- Ty, coś ty z rana brałaś czy jak?  - zapytała żartobliwie Jen.
- Absolutnie nic. I to jest właśnie najfajniejsze.
W spokoju jadłyśmy sobie śniadanko, aż w końcu Jen się odezwała.
- Dziewczyny, nie chcę wam psuć dnia, ale widziałyście ten bałagan?
- Niestety tak. - odparłam.
- Ale wy wiecie, że to się samo nie sprzątnie, nie? - dodała.
- Ale nawet jak na naszą czwórkę to masa roboty. Same sobie z tym nie poradzimy. - powiedziała Meg.
- Wiecie, ja chyba mam pewien pomysł. - powiedziała tajemniczo Cat.
- Jaki? - spytałyśmy wszystkie z ciekawością.
- W końcu ten bałagan sam się nie zrobił. Prawda?
- Prawda? - odpowiedziałyśmy niepewnie.
- I my same go nie zrobiłyśmy. Prawda?
- Prawda. - tym razem nasza odpowiedź była bardziej zdecydowana.
- A więc pomysł jest taki: trzeba iść do naszych kochanych sąsiadów i zwerbować ich do roboty bo ja sama nie mam zamiaru latać w te i z powrotem z mopem i szczotką.
- Proszę, proszę, Cat się robi groźna. - zażartowałam i zaczęłyśmy się wszystkie śmiać.
- A żebyś wiedziała. Nabałaganili, to niech teraz sprzątają.
- Ale czy to trochę nie przegięcie, żeby kazać im sprzątać nasz dom? - odezwała się Jen.
- Ma rację. Trochę nie wypada. - dodała Meg.
- A poza tym oni pewnie mają ludzi od sprzątania. W końcu to gwiazdy. - kontynuowała Jen.
- O przepraszam cię bardzo. Sami na początku naszej znajomości powiedzieli, że mamy ich traktować jak równych sobie. - Cat nie odpuszczała - I trochę racji macie, kazać im sprzątać nie możemy, ale możemy zrobić tak aby to oni chcieli sami nam pomóc. - powiedziała z błyskiem w oku.
- Ale jak? - spytałam.
- Tego jeszcze nie wiem. Ale na pewno coś się wymyśli. Toooooo..... Która będzie odważna i do nich pójdzie?
Nastał cisza. Cat pomimo, że była pomysłodawczynią nie chciała się podjąć tego zadania.
- Kamień, papier, nożyce? - spytałam.
I tym oto sposobem Megan była zmuszona iść do chłopaków.

*Per. Megan*
Trochę mi było głupio. Mimo, że z dziewczynami wszystko ustaliłam to jakoś m to nie pomagało. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi chłopaków. Otworzył mi James.
- O hej. - uśmiechnął się - Proszę, wejdź.
- Dzięki. - odparłam.
Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmowę.
- No i jak tam u was po imprezie? - spytałam.
- Jakoś żyjemy. Wiesz, jak to faceci po tego typu "przyjęciach".
- No u nas też tak średnio. Mamy ogromny bałagan i nie wiem jak my to we czwórkę ogarniemy. - zrobiłam smutną minę - Chyba z tydzień nam to zajmie.
- Możemy wam pomóc. - zaoferował.
- Naprawdę?
- Jasne. Poza tym będę mógł ci się odwdzięczyć choć odrobinę za twoją pomoc.
Nastała niezręczna cisza.
- Meg?
- Tak?
- Bo ja chcę ci coś powiedzieć...
***************
Jak wam się podoba? Bo według mnie jest taki średni. Ale obiecuję, że następna notka będzie ciekawsza.
Jak sądzicie: Co James chce powiedzieć Megan?
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 21

Rozdział 21

 Rozdział 21

*Per. Logana*
Chciałem powiedzieć Cat co tak naprawdę do niej czuję. Dłużej nie mogłem tego w sobie dusić. Jestem odważnym facetem, ale przy niej tracę grunt pod nogami. Poprosiłem ją do tańca, z resztą już po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Najpierw grała szybka muzyka, przy której świetnie nam się tańczyło. Potem jak na moje życzenie zaczęła się wolna melodia. Przybliżyłam ją do siebie. Kołysaliśmy się delikatnie w takty muzyki. Atmosfera była idealna do tego co miałem zrobić. Zdobyłem się na odwagę i zacząłem:
- Cat? - zapytałem nie pewie.
- Tak Logan? - odparła dziewczyna.
- Ja...
I gdy już chciałem mówić dalej niestety nam przerwano. A co to takiego było? Mój telefon. Nasz manager dzwonił i kazał nam jutro przyjechać do studia. Przeklinałem w myślach. Oczywiście nie chodziło mi o spotkanie bo to nasza praca, tylko o ten telefon. Czemu ja go nie wyłączyłem, albo chociaż nie wyciszyłem? Albo czemu go gdzieś nie zostawiłem? I czemu nasz manager zadzwonił akurat do mnie? Straciłem swoją szansę. Ale skoro raz prawie się udało to może a drugim razem będzie lepiej?

*Per. Jennifer*
- No i jak ci się podoba impra? - zagadałam Stellę siedzącą na kanapie.
- A wiesz, jest bardzo fajnie, Kameralnie, ale bardzo fajnie.
- Zgadza się. Ale przyznaj, że najlepszy to jest tort. - mrugnęłam do niej.
- No ba. W końcu same go piekłyśmy.
- No i z pomocą Kendalla.
- To fakt. Mąkę podaje genialnie.
Zaczęłyśmy się śmiać. Nie znałyśmy się dobrze, ale widać, że to fajna dziewczyna.
- Ale z mlekiem to nasz drogi Kendall ma już pewne problemy. - dodałam swoje trzy grosze, po czym znowu wybuchnęłyśmy śmiechem. Po chwili zjawił się sam zainteresowany.
- No hej dziewczyny. Można wiedzieć co wam tak wesoło? - spytał nieświadom całej sytuacji i naszej rozmowy.
- Rozmawiałyśmy o tobie.
- O mnie? No wiecie? - oburzył się oczywiście żartobliwie - To już nie można na chwilę iść do toalety, żeby nie być obgadywanym? Oj nieładnie dziewczyny, nieładnie. To teraz możecie odpokutować mówiąc o czym gadałyście. - uśmiechnął się cwanie.
- O tobie. - odparłyśmy jednocześnie uśmiechając się do siebie nawzajem.
- A może tak konkretniej?
- O twojej mące. - zaczęła Stella i ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
- I o mleku. Nie zapomnij o mleku. - dodałam z poważnym wyrazem twarzy.
Kendall siedział obok zdezorientowany, a my dwie w końcu nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać aż nas było słychać w całym domu.
- Wiecie co, ja chyba nie ogarniam i coś czuję, że na trzeźwo nie ogarnę, więc pójdę się napić.
On sobie poszedł, a my znowu zaczęłyśmy się śmiać.

*Per. Kendalla*
Poszedłem się napić bo tak siedzieć o suchym pysku na imprezie to się nie da. Obok trunków siedział James. Drętwo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą.
- Co tam stary? - spytałem.
- A nic. Jakoś leci.
- Co taki zamyślony siedzisz?
- A tak jakoś. Nie mam zbyt ochoty ani nastroju na imprezowanie, ale nie chciałem robić Vic przykrości, sam rozumiesz.
- Wiem, że ta sytuacja jest wciąż świeża i trudna do przyswojenia, ale zobaczysz, że z czasem to minie.
- Mam nadzieję. Chyba pójdę się przewietrzyć. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.
- Idź. Poczujesz się lepiej.

*Per. Megan*
Wszyscy się świetnie bawili. Ale kogoś mi brakowało. Cat chwilę temu poszła do łazienki, Jen i Stella plotkowały, Austin tańczył z jubilatką, Kendall z Loganem pili, a Carlos rozmawiał aktualnie przez telefon. Brakowało tylko Jamesa. Spytałam chłopaków gdzie on jest. Od Kendalla dowiedziałam się, że wyszedł do ogrodu. Postanowiłam pójść i sprawdzić co z nim. Jak się okazało stał na środku podwórka patrząc w niebo.
- Gwiazdy są piękne tej nocy. - powiedziałam, a on się odwrócił w moją stronę.
- Tak, czyste niebo i wszystkie widać dokładnie.
Nastąpiła głucha cisza, ale James ją zaraz przerwał.
- Meg, pamiętasz jak ostatnio mówiłaś, że jak coś to zawsze mogę ci się wygadać?
- No jasne.
- Czy to jest nadal aktualne? - spytał patrząc na mnie.
- Oczywiście, że tak.
I znowu ta cisza, Ale nie poganiałam go.
- Ja nie mogę o niej wcale zapomnieć. Ile razy bym nie próbował, nie udaje mi się.
- Bo za dużo o niej myślisz. Starasz się wymazać je ze wspomnień i cały czas zastanawiasz się, jak to zrobić. A tymczasem powinieneś nie oglądać się wstecz i iść do przodu.
- Ale jak?
- Chcesz się dowiedzieć?
- Tak. - odpowiedział zdecydowanie.
- To chodź.
Chwyciłam go za rękę i wróciliśmy do środka.  

 **************
No i jak wam się podoba? Bo przyznam, że chyba nie wyszło aż tak źle ;) 
Jak myślicie czy Logan powie Cat co do niej czuje? I co takiego planuje Meg w sprawie Jamesem?
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 20

Hejka. Rozdział miał się pojawić wcześniej bo miałam go napisany, podobnie jak kilka następnych. Ale ze względu na to, że czekałam na 8 komentarzy,  a pojawiały się one dość wolno więc dlatego dopiero teraz dodaje post. Teoretycznie to od Was w dużej mierze zależy kiedy będzie kolejna część :)

Rozdział 20

*Per. Victorii*
- Vic, mogę ci coś powiedzieć? - spytał mnie Austin gdy już miałam odchodzić.
- Jasne, pytaj.
Chłopak próbował coś wykrztusić jakieś sensowne słowa, ale niezbyt mi to szło. Postanowiłam mu pomoc.
- Dobra, widzę, że coś ci nie wychodzi to pytanie. Weź głęboki oddech i zacznij jeszcze raz.
- Vic jesteś cudowną osobą. Może i znamy się krótko, ale przez ten czas zdążyłem się co nieco o Tobie dowiedzieć, a ty o mnie. I nawet to zabawne bo na co dzień nie mam problemów z rozmową z ludźmi - zaśmiał się - a teraz idzie mi bardzo opornie. Więc przepraszam, że tak prosto z mostu, ale czy zostaniesz moją dziewczyną?
Zamurowało mnie. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Nie powiem, Austin spodobał mi się, tyle, że ja chyba nie bardzo potrafię okazywać uczucia, więc nic dziwnego, że chłopak ma wątpliwości.
- Ja... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Tak, wiem. Głupie pytanie. Za dużo sobie wyobrażam. Zbłaźniłem się do reszty. Zapomnijmy o tym, co powiedziałem.
- Ale ja nie chcę o tym zapominać. - odparłam nieśmiało.
- Jak to? - spytał zdziwiony.
- Też mi się podobasz.
- Naprawdę?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
I wtedy nam przerwano. Na taras przyszła Jen.
- Hej ludzie, wracajcie do środka bo zmarzniecie.
- Już idziemy. - odparłam.
- To jaka jest w takim razie odpowiedź na moje pytanie? - spytał chłopak.
- Tak. Zdecydowanie tak.
Potem wróciliśmy do środka  bo naprawdę zaczęło się robić zimno.

*Per. Cat*
Impreza się udała. Vic była szczęśliwa, a nawet bardzo. A skoro moja przyjaciółka się cieszy to ja też. Siedziałam chwilowo i odpoczywałam po tańcu z Loganem. Podeszła do mnie Megan.
- No i jak tam wam się układa? - zagadała mnie.
- A co masz konkretnie na myśli? - powiedziałam udając, że nie wiem o co jej chodzi.
- No pomiędzy tobą a szanownym panem Hendersonem. To już na pierwszy rzut oka widać, że coś się pomiędzy wami kroi. - szturchnęła mnie w ramię.
- Może kroi, a może nie kroi. - odparłam tajemniczo.
- Oj no weź. Nie bądź taka. Własnej przyjaciółce nie powiesz? - uśmiechnęła się.
- Często się spotykamy i bardzo dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, ale to tyle.
- Tylko?
- Jeśli chodzi ci o to czy spytał, czy będę jego dziewczyną to nie.
- Nie martw się. Na pewno niedługo to zrobi. Może i na co dzień jest pewny siebie i wygadany, ale przy tobie zapomina języka w gębie. - zaczęłyśmy się głośno śmiać, a wszyscy obecni patrzyli na nas jak na dwie wariatki.
- Wiesz, w coś tym jest.- odpowiedziałam. - Ale...
- Ale? Jest jakieś "ale"?
- Jest. Zrozum, to jest Logan Henderson. Światowej sławy piosenkarz i aktor, który mógłby mieć każdą. I co? Nagle chce umawiać się ze mną?
- A czemu by nie? I co ma do tego czy jest sławny czy nie. W końcu liczy się to co on do ciebie czuje. Czy na jego miejscu kierowałabyś się tym czy twoja druga połówka jest sławna czy nie?
- Wiesz, jak ja bym była facetem, to bym zapewne patrzyła na kobiece cycki a dopiero potem w oczy, ale u facetów to chyba norma.
I znowu wystąpił wybuch niekontrolowanego przez nas śmiechu. My naprawdę czasem zachowywałyśmy się jak wariatki, które dopiero co uciekły z psychiatryka.
- Facet to facet. Tego nie ogarniesz. - tym razem powiedziała to Meg. - Ale wracając do pytanie, to jaka jest odpowiedź?
Miała rację. Tu nie chodzi tylko o to. Liczy się uczucie.
- Czy ty zawsze musisz mieć rację? - zapytałam żartobliwie.
- Muszę. Taka moja natura. A teraz się zmywam, bo twój adorator idzie w tą stronę.
Gdy podszedł Meg się zmyła z tekstem:
- To ja wam nie będę przeszkadzać. Pa gołąbeczki.
Zamordowałabym ją za to, ale w końcu to moja przyjaciółka. Jak ona sobie kogoś znajdzie to ja zapewne będę jej robiła to samo co ona mi teraz.
- Jeżeli jeszcze nie masz mnie dość, to może ze mną zatańczysz?
- Ciebie nie można mieć dość. - uśmiechnęłam się życzliwie, co odwzajemnił - I pewnie, że zatańczę.
Gdy tańczyliśmy trochę ze sobą rozmawialiśmy. W końcu w tle dało się słyszeć wolną piosenkę. Logan przybliżył się do mnie i już po chwili tańczyliśmy wolnego. Teraz już nie rozmawialiśmy; nastała błoga cisza. Słychać było tylko cichą, romantyczną muzykę. Kołysaliśmy się spokojnie w jej rytm, ale do czasu.
- Cat? - zapytał szeptem.
- Tak Logan? - również odpowiedziałam szeptem.
- Ja... - przysunął swoją twarz bliżej mojej i chciał coś powiedzieć, ale mu się to niestety nie udało, ponieważ w tym momencie zdarzyła się rzecz najmniej spodziewana przez nas oboje.

***************
No i co sądzicie? Czy Vic ułoży sobie życie z nowym chłopakiem? I co dalej będzie z Loganem i Cat? Odpowiedzi w komentarzach.
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 19

Rozdział 19

*Per. Carlosa*
Zobaczyłem tego całego Austina z jakimiś ludźmi. Zapewne to byli jego znajomi. Trochę dziwne towarzystwo na pierwszy rzut oka, ale o gustach się w końcu nie dyskutuje. Gdy tamci kolesie odeszli. Austin również uciekł z pola mojego widzenia. Tak więc poszedłem dalej załatwiać swoje sprawy. Chodziłem pół dnia bez celowo po galerii zastanawiając się nad prezentem dla Vic. Nic mi konkretnego nie przychodziło do głowy. Aż w końcu ujrzałem coś odpowiedniego dla niej w jednej z witryn sklepowych. Miejmy nadzieję, że się jej spodoba.

*Per. Jamesa*
Wszyscy szykowali potrzebne rzeczy na urodziny Vic. Niby to kameralna impreza, ale głupio b y było gdyby coś nie wypaliło. Ja na szczęście nie miałem dużo do roboty. Ozdoby do dekoracji były już kupione. Wystarczyło tylko w dniu święta naszej jubilatki udekorować nimi dom. Ja sam zaś snułem się bez powodu po całym domu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Megan mi pomogła i to nawet bardzo, ale to i tak nie sprawi, że w jeden dzień wszystko będzie jak dawniej. Muszę przestać w końcu się tym przejmować, pomimo, że to strasznie trudne.

***dzień imprezy***

*Per. Vic*
Cat od rana ciągnęła mnie po mieście. Nawet śniadania mi nie dała zjeść i pewnie gdyby nie moja prośba to gotowa była zabrać mnie ze sobą na ten szalony dzień w niezwykłym stroju - piżamie. Latałyśmy z miejsca na miejsce. Stwierdziła, że potrzebny nam dzień piękności. Trochę nie moje klimaty, ale jestem w stanie się poświęcić. Trochę mi było przykro bo dziś są moje urodziny i liczyłam, że dziewczyny o nich pamiętają. Nie chodzi mi tu o prezenty ani o tory, tylko o pamięć i życzenia. A tu nic.
Najpierw poszłyśmy do manicurzystki, potem do kosmetyczki, kolejnie do fryzjera, a na końcu na zakupy. Cat uparła się, że musimy sb kupić nowe kiecki. Gdy już sobie je upatrzyłyśmy moja przyjaciółka nie pozwoliła mi jej zdjąć i kazała wrócić  w niej do domu. Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodziło.

*Per. Megan*
Od rana w naszym domu panował zgiełk. Najpierw rano brechtałyśmy się jak Cat poganiała jubilatkę i co mało nie wyszły z domu w piżamach. Do tego Cat powiedziała, że Vic je za wolno śniadanie, więc stwierdziła, że nakarmi ją to będzie szybciej. Skutkiem tego było to, że wepchnęła jej całą kanapkę do buzi. Nie wytrzymałyśmy z Jen i zwijałyśmy się ze śmiechu. Po wyjściu dziewczyn przyszli chłopaki razem ze Stellą. Logan majstrował coś przy głośnikach, Jen, Kendall i Stella krzątali się w kuchni kończąc jedzonko na imprezę, a ja, James i Carlos dekorowaliśmy dom. Dookoła było pełno serpentyn i balonów. Wyglądało to całkiem przyzwoicie. Gdy uwinęliśmy się ze wszystkim byliśmy dumni ze swojej pracy. Czekaliśmy tylko na dziewczyny. Gdy Cat wysłała mi esa z treścią, że zaraz będą powiedziałam do wszystkich:
- Ludzie, dziewczyny zaraz tu będą. Gasimy światło i chowamy się!
Po chwili było słychać auto na podjeździe. Gdy Viv weszła do domu wszyscy krzyknęli "Niespodzianka!". Vic była nieźle zaskoczona.

*Per. Victorii*
Gdy wreszcie wróciłyśmy do domu byłam padnięta. Marzyłam aby położyć się na swoim łóżku i pójść spać. W domu było ciemno jakby nikogo nie było. Gdy weszłam i zapaliłam światło moi przyjaciele krzyknęli "Niespodzianka!". Byłam mega zaskoczona. Myślałam, że zapomnieli, a oni po prostu chcieli mi urządzić imprezę niespodziankę. Byłam prze szczęśliwa. Do tego całe zmęczenie przeszło. Gdy wszyscy złożyli mi życzenia i dali prezenty zaczęła się zabawa. Tańczyliśmy w najlepsze póki nie zadzwonił dzwonek do drzwi. Jen poszła otworzyć. Z korytarza usłyszałam znajomy mi głos. Nie myliłam się. To był Austin.
- Hej jubilatko. Wszystkiego naj. - podszedł do mnie, przywitał się, uśmiechnął a następnie złożył mi życzenia i  wręczył prezent. Jak się potem okazało dziewczyny go zaprosiły. Byłam im za to dozgonnie wdzięczna.

*Per. Carlosa*
Gdy bawiliśmy się w najlepsze okazało się, że ktoś przyszedł. Był to zapewne ten "znajomy Vic". Tak jak przeczuwałem był nim ten cały Austin. Głupio się szczerząc podszedł do Vic i zaczął składać jej życzenia. Wkurzył mnie ten gość. Tak bez powodu. I to było najdziwniejsze.

*Per. Victorii*
Przyjęcie było niesamowite. Prawie cały czas tańczyliśmy. Ja najwięcej czasu spędzałam z Austinem, co nie znaczy, że innych olałam. Tańczyliśmy w najlepsze: ja i Austin, Kendall ze Stellą, Logan z Cta, a reszta czyli Jen, Meg, Carlos i James siedziała i o czymś rozmawiała. W końcu zmęczona wyszłam na chwilę do ogrodu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
- No i jak ci się podoba impreza? - spytał mnie mój partner taneczny, który przyszedł tu za mną tak, że go wcale nie słyszałam.
- Jest niesamowita. Jesteście cudowni, że to zorganizowaliście.
- Właściwie, to ja nie miałem z tym nic wspólnego. Dostałem zaproszenie i stwierdziłem, że muszę przyjść. Reszta natomiast odwaliła kawał dobrej roboty.
- To prawda. A tort kokosowy był przepyszny. Aż mam ochotę zjeść jeszcze kawałek. - rozmarzyłam się.
- To jedź. Jeszcze trochę zostało.
- Nieeee. Jak zjem to utyję. A ja jestem za leniwa na ćwiczenia odchudzające.
Austin się ze mnie zaśmiał.
- Jeśli chodzi o mnie, to sądzę, że po jednym kawałku ciasta nie utyjesz.
- No niech ci będzie. Na twoją odpowiedzialność idę po kolejny kawałek. Ale jak utyję będzie na ciebie. - zaśmiałam się.
- Zgoda. Jakoś to przeżyję. - odpowiedział rozbawiony.
Gdy miałam odchodzić zatrzymał mnie.
- Vic? Mogę ci coś powiedzieć?

***************
No i jak wam się podoba? Powoli akacja zaczyna się rozkręcać i mogę wam obiecać, że w kolejnych rozdziałach będzie jeszcze ciekawiej.
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 18

Rozdział 18

*Per. Kendalla*
Od rana siedzieliśmy u dziewczyn, aby ustalić wszystko co do urodzin Vic. Jednak nie było nam to dane, gdyż przyszła jubilatka była wśród nas i nie zamierzała się ruszyć. A co do Jamesa: chyba już mu trochę lepiej. Wciąż jeszcze sporo mu brakuje do jego wcześniejszej "normalności" jednak ważne jest, że nie siedzi sam zamknięty w pokoju i odcięty od świata.
- Wiecie co? - odezwała się Cat - Pić mi się chce. Vic może przyniosłabyś nam coś? Np. sok pomarańczowy. A nie, czekaj: już nie ma soku. Może skoczysz do sklepu i kupisz?
- Nie trzeba. Byłam wczoraj na zakupach i pomyślałam o tym. - uśmiechnęła się Vic.
- Suuuuuuuuuper.
- A ja bym zjadł Skittelsy. - powiedział od czapy Carlos.
- Tego chyba nie mamy. - odparła Vic.
- To idź i kup. - Vic dziwnie się spojrzała na Cat. - No wiesz, to nasi goście w końcu. Gościom sie nie odmawia, nie?
- No niech wam będzie. Ale to tylko dlatego, że mam dobre serce, choć samej nie chce mi się iść.
- To ja pójdę z tobą. W końcu sam chciałem te Skitellsy.
Gdy w końcu wyszli z domu zajęliśmy się planowaniem. Dziś jest środa, a impreza ma być w sobotę. Niewiele czasu, ale zdążymy, tym bardziej, że będzie tylko 10 osób, ze względu, żenie znamy znajomych Vic. Będziemy my we czwórkę, Stella, dziewczyny, jubilatka i jakiś jej nowy znajomy. Nie wiem co to za jeden, ale to nie moja sprawa.

*Per. Carlosa*
Szliśmy do tego sklepu i całą drogę się śmialiśmy. Jakby nam nagle coś odbiło. Muszę przyznać, że Vic ma bardzo ładny uśmiech. Ogólnie to bardzo ładna i fajna dziewczyna. Gdy wracaliśmy zaczepił ją jakiś gość.
- Cześć Vic.
- Cześć Austin. Co tu robisz.
- Idę do kumpla. A ty?
- Wracam ze sklepu z przyjacielem.
Przyjacielem? Jak miło to usłyszeć.
- A tak w ogóle poznajcie się: Carlos to Austin Wilson, Austin to Carlos Pena.
Podaliśmy sobie ręce i przywitaliśmy się.
- Jakoś ostatnio się nie odzywałaś. Coś się stało?
- Miałam dużo na głowie i tyle.
- Ale wszystko w porządku?
- Jasne.
- Może spotkamy się jutro? Co ty na to?
- Świetny pomysł.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale ten gość działał mi na nerwach troszeczkę.
- Vic, nie chcę wam przeszkadzać, ale pewnie się już o nas martwią, czemu tak długo nie wracamy. - powiedziałem.
- Wiesz, masz rację. Lecimy. Pa Austin.
- Ok. To zadzwonię później. Pa Vic. Cześć Carlos.
- Cześć.
Gdy wróciliśmy spędziliśmy resztę dnia razem z innymi. Było naprawdę miło.

*Per. Victorii*
Fajnie, że spotkałam dziś Austina. Trochę mi było głupio, że się tak długo nie odzywałam do niego. Ale na szczęście wszystko było ok. Bardzo go polubiłam. Gdy tak o nim myślałam, zadzwonił telefon. Okazało się, że to właśnie on.
- No hej. Nie przeszkadzam?
- Nie, coś ty.
- To jak, dalej masz ochotę się ze mną spotkać, czy jednak stwierdziłaś, że jestem zbyt namolny?
- Nie jesteś ani trochę namolny.
- Serio?
- Serio.
- To jak z tym spotkaniem?
Czułam, że uśmiecha się do telefonu. Z resztą ja robiłam to samo. Umówiliśmy się na następny dzień, a ja już nie mogłam się doczekać.

*Per. Carlosa*
Siedzieliśmy już w naszym domu, wszyscy w salonie. Stella właśnie też dopiero co wróciła od rodziców. Gdy dowiedziała się o tej całej sprawie z Jamesem stwierdziła, że Bridget nie była wystarczająco dobrą i ładną dziewczyną dla Jamesa. Powiedziała, że nie ma się niczym przejmować. Dużo to ona nie pomogła. Ale co się dziwić. Jest w szczęśliwym związku z Kendallem więc ciężko jej się wczuć w sytuację Jamesa.
- Możecie mnie i Stellę wtajemniczyć w sprawę urodzin Vic? - spytałem.
- A więc - zaczął Logan - Ma być 10 osób, nasza piątka, dziewczyny u jakiś znajomy Vic.
Znajomy. Miałem tylko nadzieję, że nie chodzi o tego Austina. Nie wiem czemu jestem na niego taki cięty. Przecież nic mi nie zrobił.
- Cat zabierze Vic na ten czas z domu, żeby nasza jubilatka niczego się nie domyśliła. James, Megan i ty zajmiecie się dekoracjami. Ja przygotuję muzę, Kendall, Stella i Jennifer przygotują coś pysznego na ząb.
- Ok. Ao której wszystko ma być gotowe?
- Ok 18.
- Spoko, damy radę.
- Pewnie, że dam. - uśmiechnął się Logan.
Siedzieliśmy i oglądaliśmy jakiś durny film w telewizji. Logan jak zwykle się brechtał bo to komedia. Kendall i Stella siedzieli przytuleni do siebie, a James tępo wlepiał swój wzrok w telewizor, ale myślami był gdzieś indziej. Miałem tylko nadzieję, że nie myśli o Bridget, ale pewnie i tak się myliłem.
- Wiecie, ja już jestem trochę zmęczony. Pójdę do siebie. Dobranoc.
- Dobranoc Carlos.
Wszedłem do pokoju i zapaliłem światło. Po skorzystaniu z łazienki położyłem się do łóżka. Cały czas myślałem o tym gościu, którego dziś poznałem. Wydaje mi się być jakiś znajomy. Kogoś mi przypomina. Tylko nie wiem kogo.
Nie będę się wcinał pomiędzy nich. Nie jestem taki. Podczas tych moich rozmyślań usnąłem.
Następnego dnia postanowiłem pójść po jakiś prezent dla Vic. To co zobaczyłem po drodze trochę mnie zaskoczyło.

***************
No i jak się podoba? Trochę nudny, ale dalej postaram się aby było ciekawiej :)
8 KOMENTARZY = KOLEJNA NOTKA :D

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 17

Z racji tego, że 17 lat temu w piątek 24 stycznia 1997 roku przyszła na świat pewna mała istotka, która do dziś jest rozkoszna i słodka, lecz również trochę stuknięta i dziwna XD wstawi wam ona dzisiaj notkę abyście się nie nudzili tylko czytali, bo czytanie to ważna rzecz ;)



*Per. Megan*
Otworzyłam drzwi do ich domu i poszłam na górę. Miałam jakieś dziwne przeczucia, ale miejmy  nadzieję, że są omylne. Zapukałam do drzwi pokoju Jamesa. Odpowiedziała mi głucha cisza.
- James, to ja Megan. Proszę otwórz drzwi.
I znowu ta cisza.
- James wiem, że mnie słyszysz. Otwórz te drzwi. Gdy kolejny raz nie odpowiadał zaczęłam się martwić. A co jeśli coś sobie zrobił? Nie darowałabym sobie tego nigdy.
- Dla twojej wiadomości Maslow, nie odejdę stąd dopóki nie otworzysz mi tych pieprzonych drzwi!
Byłam na prawdę zdenerwowana, ale skoro chciałam z nim rozmawiać musiałam się uspokoić. Usiadłam więc pod tymi drzwiami i czekałam. Jak się okazało nie na marne, bo po krótkiej chwili usłyszałam zgrzyt zamka i słowa Maslowa:
- Wejdź.
Wstałam i weszłam do pokoju. Chłopak stał plecami do mnie i patrzył się w okno.
- Nie chcę być niemiły, ale po co przyszłaś?
- Pogadać.
- Pogadać? Nie, dzięki. Nie mam ochoty.
- Na pewno?
- Na pewno. - odpowiedział, lecz czułam w jego głosie, że jednak ma inne zdanie.
- Zapytam jeszcze raz: na pewno.
Nastała cisza, a potem ledwo słyszalne słowo: nie. James usiadł na łóżku ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Ja... Ja sobie z tym nie radzę. - powiedział a ja usiadłam obok niego.
- James, nie chcę nalegać, ale jak się wygadasz może będzie ci lżej? - zasugerowałam.
- Może masz rację. Ale wiesz... Ciężko mi o tym mówić.
- Spokojnie. Weź głęboki oddech i mów to co ci leży na duszy.
- Tak bardzo mi na niej zależało. Kochałem ją. Tak prawdziwie, całym sobą. Wszystko bym dla niej zrobił. Byliśmy razem tacy szczęśliwi.
- Długo byliście razem?
- Prawie półtora roku. Chciałem się jej nawet w pewnym momencie oświadczyć ale stwierdziłem, że jeszcze jesteśmy za młodzi.
On chciał się jej oświadczyć...
- Te wszystkie wspólnie spędzone chwile, ta radość, którą mi dawała. To było niesamowite.Przy niej czułem się najszczęśliwszym facetem na świecie. A teraz w jednej chwili wszystko się spieprzyło. Odeszła zostawiając świstek papieru, w którym napisała, że mnie nie kochała. Rozumiesz? Chciała tylko kasy. Przez ten cały czas mnie okłamywała. Napisała, że odchodzi z innym.
Wiedziałam, że ciężko mu o tym mówić, ale pomimo to nie przerywałam mu.
- Jeszcze jakby tego było mało drwiła ze mnie w tym liście i się zemnie wyśmiewała. Nie masz nawet pojęcia jak to cholernie zabolało. A teraz nawet nie chce mi się już żyć. Nie mam dla kogo. Ona odeszła.
- James przestań gadać głupoty. Jasne, że masz dla kogo żyć. Rodzina, przyjaciele, fani. Oni cię kochają zawsze i bezgranicznie. Dla nich jesteś bardzo ważny. Rozumiem, że ci teraz ciężko, ale nie możesz się poddać. Przyznaj się: ile siedzisz tu zamknięty?
- Odkąd przeczytałem ten list od... niej.
- Nie możesz tak dalej żyć. Bridget nie jest jedyną dziewczyną na świecie. Wiem, że spędziliście ze sobą mnóstwo pięknych chwil, ale czy po tym co ci zrobiła warto się aż tak przejmować? Warto zaprzątać sobie myśli osobą, która cię nie szanowała. Dla której byłej tylko kimś od kogo mogła wyciągnąć kasę? Która udawała uczucie do ciebie?
- Chyba... nie.
- Nie "chyba" James, tylko na pewno. Jestem pewna, że nie zapomnisz o niej z dnia na dzień, ale musisz być silny i dalej iść przez życie. Nie daj jej tej satysfakcji. Bądź szczęśliwy. Bądź sobą.
- Dziękuję Megan.
Chłopak mnie przytulił i chyba lekko się uśmiechnął.
- Znajdziesz jeszcze dziewczynę, która będzie cię kochała takim jakim jesteś, dla której bez względu na wszystko będziesz całym światem. Wiem, co mówię.
- Pewnie masz rację. Ale teraz i tak nie chcę się pakować w nic nowego. Muszę zająć się sobą i pracą.
- Wreszcie mówisz sensownie. A teraz marsz do łazienki się odświeżyć, przebrać w jakieś normalne ciuchy i marsz na dół do kuchni.
- Przepraszam bardzo: masz coś do mojej piżamy? - spytał trochę żartobliwie.
Cieszyłam się, że się trochę rozweselił. 
- Jest nawet spoko. Ale zmień ją, dobrze ci radzę.
- No niech ci będzie.
Poszłam do kuchni i zaczęłam myszkować co by tu zrobić Jamesowi do jedzenia. Postanowiłam przyrządzić mu tosty. Proste, szybkie i pożywne.
- Ładnie pachnie - niezauważalnie wszedł do kuchni Maslow.
- Dzięki. A teraz siadaj i zajadaj.
Zjadł wszystko. Było widać, że od pewnego czasu nic nie jadł.
- Megan?
- Tak?
- Dziękuję ci za wszystko. Za wysłuchanie, za rozmowę, za rady, za pyszne tosty i w ogóle za wszystko.
- Nie ma za co. Każdy na moim miejscu zrobił by to samo.
W tym czasie drzwi frontowe się otworzyły i pozostała trójka zespołu wparowała do środka.
- Hej.
- Hej.
- James, wyszedłeś z pokoju? Jak? - nie dowierzał Logan.
- Wiesz: najpierw wstałem , a potem używając nóg znalazłem się w kuchni.
- Bardzo zabawne. Bardzo. - odpowiedział Henderson.
Może i to nie był ten sam James co wcześniej, ale widać, że się bardzo stara.
- Megan, nie wiem co zrobiłaś ale jesteś cudotwórczynią. - pochwalił mnie Los.
- Ty mnie tak nie zachwalaj bo więcej wam nie pomogę. Teraz lecę do domu. A i mam prośbę: wpadnijcie jutro do nas to omówimy urodziny Vic.
- Ok. Przyjdziemy. - odpowiedział dotąd milczący Kendall.
- To ja idę. Pa.
- Pa.

***************
No i jak się podoba? Bo ja jestem zadowolona :)
Jak myślicie: czy James w końcu pozbiera się po Bridget? I jak miną urodziny Vic?

A TERAZ OGŁOSZENIE PARAFIALNE! XD
Zwykle pod notkami było co najmniej 10 komentarzy. Pod ostatnią było 7. Nie powinnam się smucić bo to też sporo, ale mam prośbę jak czytacie, to komentujcie, nawet krótki kom z anonima. To bardzo motywuje i widać, że chcecie czytać kolejne rozdziały. :)
8 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :D

czwartek, 23 stycznia 2014

5000 wejść + niespodzianka :)

Moi drodzy, dzisiaj właśnie dobiliśmy do 5000 tysięcy wejść na tym blogu!!! :D
Chcę wam za to ogromnie podziękować. Daliście mi bardzo miły prezent na urodziny (które co prawda są jutro ale nie ważne XD).
Dziękuję Wam za każde wejście na bloga, za każdy komentarz i za to, że chcecie czytać to co nawymyśla mój mózg XD Jesteście wspaniali. :*
A żeby nie była to notka tylko z informacją mam dla Was pewien wierszyk o naszych kochanych chłopakach. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)




Bo Big Time Rush to nasza rodzina,
niech żadne z nas o tym nie zapomina.
Bo jaka by nie była minuta czy godzina,
ci czterej faceci są jak cud malina.

Kendall to romantyczna dusza,
każdego dookoła do łez wzrusza.
Blond włosy  zmierzwione
i cudne oczy zielone.
Możemy patrzeć w nie cały czas,
póki ktoś do pracy nie wezwie nas.

Kiedy Logan zaczyna śpiewać,
wszyscy zaczynają sobie polewać.
A kiedy pokaże swe dołeczki,
robi się słodki jak cukiereczki.
Nie boi się szaleństwa i ryzyka,
i ze strachu w portki nie sika.

James jak mało kto przystojny i silny,
a w szkole był chłopak z niego pilny.
Gdy z Foxem dodaje foteczki,
od razu kochamy te dwie mordeczki.
Najwyższy z tej całej czwóreczki,
na niego lecą wszystkie laseczki.

Carlos zawsze uśmiechnięty,
i bardzo pozytywnie stuknięty.
Zadowolony z życia wiecznie,
z nim zawsze jest bajecznie.
Facet wrażliwy z niego,
nie boi się okazywać tego.

Jednym słowem: BTR to cud,
który stworzył sam Pan Bóg.



Jeszcze raz wam dziękuję. Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia wkrótce :)
P.S. Nowy rozdział pojawi się w ciągu najbliższych dni ;)

niedziela, 5 stycznia 2014

Jednorazówka: Ślub Carlexy



No i proszę: nasz Carlos w końcu jest żonaty!!! Z jednej strony to trochę dziwne bo nie za bardzo pasuje mi do niego słowo mąż XD, ale z drugiej ogromnie cieszę się ich szczęściem i życzę im jak najlepiej. Wciąż pamiętam tego Carlosa z początku BTR: fajny, miły i zwariowany chłopak cieszący się życiem. A teraz: dorosły facet, który zapragnął założyć rodzinę, ale wciąż pozostał tym samym super gościem, którym był dużo wcześniej. A więc (pomimo, że tego żadne z nich nie przeczyta) wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :D

P.S. Jednorazówka byłą pisana na konkurs przed ślubem Carlexy co oznacza, że różni się ona znacznie od oryginalnej wersji :)

*Per. Carlosa*
Piękny i słoneczny piątek. Mamy dzisiaj trzeci stycznia. Dzień  poprzedzający jeden z najcudowniejszych momentów mojego życia. Otóż jutro tu w Meksyku stanę się oficjalnie mężem Alexy Vegi. Zgadza się. Jutro się żenię. Jestem taki podekscytowany i nie mogę się doczekać tej wspaniałej chwili. Jednocześnie trochę się denerwuję, ale muszę zachować zimną krew. Zostało tak mało czasu, a trzeba jeszcze dopilnować czy kucharki wyrobią się z przyrządzaniem potraw, czy zespół będzie na czas, czy sala i kościół są udekorowane i czy moi drużbowie zdążą przylecieć na czas.
- Słońce, co się dzieje? – podeszłą do mnie moja ukochana.
- Nic. – pocałowałem ją delikatnie, jak mój największy skarb, którym była.
- Carlos, nie oszukasz mnie. Przecież widzę, że coś nie gra. – dalej zostawała przy swoim.
- Po prostu strasznie się denerwuję. Mam taki mętlik w głowię, że nawet nie wiem jak się nazywam. Boję się, że coś pójdzie nie tak, że coś nie wyjdzie.
- A myślisz, że ja się nie denerwuję?
- A denerwujesz? Nie widać po tobie.
- Wiesz, jestem w końcu aktorką. – mrugnęła do mnie – Ale ja też się strasznie denerwuję. Boję się, że w ostatniej chwili okaże się, że sukienka nie będzie pasować, albo że coś będzie nie tak z salą, albo że gościom coś się nie będzie podobało. Uwierz mi, że ja tak samo jak ty mam obawy. Ale jednej rzeczy jestem absolutnie pewna.
- Jakiej? – zapytałem zaciekawiony.
- Tego, że jutro poślubię najwspanialszego faceta na tym świecie, z którym będę szczęśliwa do końca moich dni.
- Ja również jestem pewien, że poślubię najcudowniejszą kobietę na świecie, z którą już zawsze będę szczęśliwy. Kocham cię Alexa.
- Ja ciebie też Carlos.
Pocałowałem ją z miłością, którą ją darzyłem. Jednak nie było nam dane dłużej się sobą cieszyć, bo ktoś zapukał do naszego pokoju. Okazało się, że to James.
- Witam parę młodą. – przywitał się ucieszony.
- Witaj główny drużbo. – powiedziałem.
Tak to prawda. James jest moim głównym drużbą. Ale oprócz niego są nimi: Kendall, Logan i mój brat Javi. Z kolei główną druhną Alexy miała być Mckenzie, a pozostałymi: jej druga siostra Krizia, jej przyjaciółka Olivia i dziewczyna Jamesa i zarazem nasza przyjaciółka Halston. Chcieliśmy aby poczuła, że należy do tej naszej zwariowanej paczki i bez względu na to co mówią o niej inni dla nas i przede wszystkim dla Jamesa jest ona kimś ważnym.
- Sory, że przyleciałem dopiero dziś, ale niestety nie dałem rady wcześniej.
- Spoko stary. Nic się nie stało.
- Jak wam idą przygotowania?
- W sumie nie najgorzej. Jest jeszcze kilka drobiazgów do załatwienia, ale damy sobie radę.
- Na pewno? Bo jak coś to jestem do waszej dyspozycji.
- Spokojnie, wszystko jakoś się ułoży. – uśmiechnąłem się porozumiewawczo do Alexy.
- A co z gośćmi? Dotarli już wszyscy?
- Tak, właśnie dzisiaj przylecieli ostatni i są zakwaterowani wszyscy w tym hotelu. – odpowiedziała moja przyszła żona.
- A propo muszę wam przyznać, że znaleźliście super miejscówkę. Ale przyznajcie się, że sporo wybuliliście.
- No fakt. Zakwaterowanie gości, ślub, wesele, trochę to kosztowało. Ale w takim momencie pieniądze nie są ważne. Chcemy, aby to był najpiękniejszy dzień w naszym życiu i chcemy go świętować z ludźmi, którzy są dla nas ważni więc pieniądze w takich chwilach się nie liczą.
-Święte słowa stary, święte słowa. Dobra, nie zawracam wam więcej głowy, jak coś to jestem pod telefonem. Na razie.
- Cześć.
Dalszą część tego dnia spędziliśmy biegając i załatwiając ostatnie formalności. To co mi powiedziała Alexa trochę mnie uspokoiło choć nadal się denerwowałem. Miałem nadzieję, że z czasem wszystko przejdzie.

***następnego dnia***
*Per. Carlosa*
Od rana biegaliśmy i się szykowaliśmy. Chciałem zobaczyć Lex w sukni ślubnej ale kategorycznie mi tego zabroniła, bo stwierdziła, że to przynosi pecha. Takim to sposobem panna młoda z druhnami szykowały się w jednym pokoju, a ja w drugim. Na szczęście facet nie potrzebuje kumpla to tego, żeby ten mu uczesał włosy, czy zrobił makijaż. Dlatego z chłopakami ustaliłem, że spotkamy się już w kościele. 
*Per. Alexy*
Byłam kłębkiem nerwów. Modliłam się aby wszystko poszło zgodnie z planem. Gdy już ubrałam sukienkę, dziewczyny pomogły mi z fryzura i makijażem.  

Byłam im wdzięczna za to co dla mnie robią. Same wcześniej się przygotowały, aby móc mi pomóc. 
Miały śliczne sukienki. Wspólnie je wybieraliśmy. Gdy zbliżała się ta wyjątkowa godzina udałyśmy się do kościoła. Czekałyśmy z boku tak żeby nikt nas nie zobaczył. Widziałyśmy, że chyba wszyscy goście się już zjawili więc stanęłam przed wejściem i czekałam na marsz weselny aby wejść do środka. 

*Per. Carlosa*
Czekaliśmy już w kościele: ja,
James,
Kendall 
i Javi. Brakowało tylko Logana. Wszyscy goście już zajęli swoje miejsca.
- Widzisz James, mówiłem, że coś pójdzie nie tak. Za 5 minut zaczynamy a Logana nigdzie nie widać. – panikowałem.
- Carlos spokojnie. On na pewno zaraz się zjawi. Wiesz, że to jest Logan. On zawsze i wszędzie się spóźnia. Nie martw się. Zanim się obejrzysz Logan tu przyjdzie.
James miał rację. Nie minęły dwie minuty, jak Henderson wparował do sali. 

- Carlos tak cię przepraszam. –powiedział na jednym wdechu – Miałem małe kłopoty po drodze, ale już jestem, nie spóźniłem się. Znaczy chyba.
- Dobrze, że się pojawiłeś bo Carlito już od zmysłów odchodził. – wtrącił Kendall.
- Aż tak to nie. –Kendall na mnie spojrzał z ukosa.- No dobra może odrobinę, ale to dlatego, że się stresuję.
- Stary wyluzuj. Będzie dobrze. To jest twój i Alexy dzień. Nic tego nie zepsuje. My tego dopilnujemy. – rzekł Logan.
- Dziękuję wam. Dziękuję za wszystko.
 - Od tego są przyjaciele. – uśmiechnął się James – Ale lepiej już ustawmy się bo lada moment zaczynamy.
Nie minęła minuta a rozpoczął się marsz weselny. Wtedy ujrzałem moją przyszłą żonę. Wyglądała przepięknie. Aż zabrakło mi słów aby to opisać. Przed nią szły dwie małe dziewczynki i sypały kwiaty, a za nią kroczyły dumnie jej druhny. Scena niczym z bajki.
Uroczystość mijała spokojnie, aż doszliśmy do najważniejszego momentu tej ceremonii. Do przysięgi małżeńskiej. Ksiądz poprosił abyśmy sobie podali dłonie i powtarzali za nim.
- Ja Alexa
- Ja Alexa – powtarzała moja ukochana.
- Biorę Ciebie Carlosie za męża
- Biorę Ciebie Carlosie za męża
- I ślubuję Ci
- I ślubuję Ci
- Miłość
- Miłość
- Wierność
- Wierność
- I uczciwość małżeńską
- I uczciwość małżeńską
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Tak mi dopomóż Bóg
- Tak mi dopomóż Bóg
- I wszyscy święci.
- I wszyscy święci.
Teraz przyszła kolej na mnie.
- Ja Carlos
- Ja Carlos
- Biorę Ciebie Alexo za żonę
- Biorę Ciebie Alexo za żonę
- I ślubuję Ci
- I ślubuję Ci
- Miłość
- Miłość
- Wierność
- Wierność
- I uczciwość małżeńską
- I uczciwość małżeńską
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Tak mi dopomóż Bóg
- Tak mi dopomóż Bóg
- I wszyscy święci.
- I wszyscy święci.
- Proszę o obrączki. – rzekł kapłan udzielający nam ślubu.
Popatrzyłem na Jamesa, a ten zaczął przeszukiwać kieszenie. Jedyna myśl: nie wziął ich. Lecz po chwili ku mojemu zaskoczeniu malutkie pudełko z naszymi obrączkami podał mi Logan i mrugnął do mnie. 

- Niech te obrączki będą symbolem waszej miłości teraz i na wieki wieków. – wygłosił ksiądz, po czym poprosił – Proszę, włóżcie sobie obrączki na palce.
Zrobiliśmy to o co poprosił.
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Może Pan pocałować pannę młodą. 

Na to właśnie czekałem tyle czasu. Zbliżyłem się do Alexy i dotknąłem swoimi wargami jej ust. Czułem się jak nastolatek, który całuje się po raz pierwszy w życiu. W sumie po raz pierwszy całowałem moją żonę. „ŻONĘ” Jak to cudownie brzmi. Teraz mogę rzec, że jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi. Wyszliśmy z kościoła, a ludzie zaczęli w nas rzucać ryżem. Następnie przyjmowaliśmy życzenia. Niektóre z nich były zupełnie normalne, czyli: zdrowia, szczęścia, radości, miłości, wytrwałości w związku. A inne trochę śmieszne i dziwne, czyli: dużo dzieci, więcej pozytywnej nienormalności, dobrych kolacji połączonych ze śniadanie i wiele, wiele innych.
Potem postanowiliśmy zrobić sobie taką mini sesję ślubną. Zdjęcia wyszły cudowne.

W końcu udaliśmy się na salę. Były one tak jakby podwójne. Jedna z nich była to klasyczna sala w której, można było zjeść i napić się, 
a druga to była sala, gdzie zamówiony zespół grał a goście się bawili tańcząc.
Wszyscy wypili szampana, a my jako młodzi stłukliśmy kieliszki. Potem rozpoczęły się tańce. Oczywiście pierwszy należał do nas. Wszyscy stanęli w kole, a mi wirowaliśmy w środku świata poza sobą nie widząc. To była magiczna chwila.

Potem wszyscy zaczęli tańczy i bawić się, aż doszliśmy do zabaw.
Pierwsza z nich dotyczyła tylko nas. Usiedliśmy do siebie plecami i dostaliśmy dwie kartki, jedna ze swoim imiennie a druga z imieniem partnera. Wodzirej po kolei zadawał nam pytania, a my mieliśmy podnieść kartki z właściwym imieniem. Pierwsze pytanie brzmiało: kto pierwszy powiedział ”kocham cię”? To było łatwe. To byłem ja. Oboje podnieśliśmy kartki z moim imieniem. Następne pytanie to: kto lepiej prowadzi samochód. Z tym było trochę problemów, ale jako facet sądziłem, że to ja. Na szczęście Alexa też tak sądziła. Potem było jeszcze kilka innych pytań np: kto będzie trzymał kasę? kto ma fajniejszych teściów? kto pierwszy wyciąga rękę po kłótni? kto pierwszy zasypia w łóżku? kto będzie zmywał po posiłkach? kto będzie rządził w sypialni?
Na większość z nich odpowiedzieliśmy jednakowo, z czego bardzo się cieszyliśmy.
Potem wybrani do kolejnego zadania byli czterej panowie, którzy mieli w ciągu pół minuty zdobyć jak najwięcej damskich butów. Ten, który zbierze najwięcej wygrywa. Potem graliśmy w znane chyba wszystkim gorące krzesła. Potem zbieraliśmy na wózek dla naszego przyszłego maluszka. Potem był również taniec na gazecie. Odbył się ten konkurs tańca dla panów. Panowie zgłaszali się do zabawy. Zdjęli marynarki i podwinęli spodnie do kolan. Następnie po kolei tańczyli Jezioro Łabędzi, tango, walca, salsę przy stosownym akompaniamencie. Śmiechu przy tym wszystkim było nie mało. Każdy się dobrze bawił.
Gdy nastał ranek i zaczęło już świtać ostatni goście rozeszli się, a my wróciliśmy do swojego pokoju, aby cieszyć się sobą.

**************
No i jak się podoba? Pierwsza jednorazówka na tym blogu. Mam nadzieję, że nie jest taka straszna ;) 
I przypominam też o komentarzach pod ostatnim rozdziałem :)