No i proszę: nasz Carlos w końcu jest żonaty!!! Z jednej strony to trochę dziwne bo nie za bardzo pasuje mi do niego słowo mąż XD, ale z drugiej ogromnie cieszę się ich szczęściem i życzę im jak najlepiej. Wciąż pamiętam tego Carlosa z początku BTR: fajny, miły i zwariowany chłopak cieszący się życiem. A teraz: dorosły facet, który zapragnął założyć rodzinę, ale wciąż pozostał tym samym super gościem, którym był dużo wcześniej. A więc (pomimo, że tego żadne z nich nie przeczyta) wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :D
P.S. Jednorazówka byłą pisana na konkurs przed ślubem Carlexy co oznacza, że różni się ona znacznie od oryginalnej wersji :)
*Per. Carlosa*
Piękny i słoneczny piątek. Mamy dzisiaj trzeci stycznia.
Dzień poprzedzający jeden z
najcudowniejszych momentów mojego życia. Otóż jutro tu w Meksyku stanę się
oficjalnie mężem Alexy Vegi. Zgadza się. Jutro się żenię. Jestem taki
podekscytowany i nie mogę się doczekać tej wspaniałej chwili. Jednocześnie
trochę się denerwuję, ale muszę zachować zimną krew. Zostało tak mało czasu, a
trzeba jeszcze dopilnować czy kucharki wyrobią się z przyrządzaniem potraw, czy
zespół będzie na czas, czy sala i kościół są udekorowane i czy moi drużbowie
zdążą przylecieć na czas.
- Słońce, co się dzieje? – podeszłą do mnie moja ukochana.
- Nic. – pocałowałem ją delikatnie, jak mój największy
skarb, którym była.
- Carlos, nie oszukasz mnie. Przecież widzę, że coś nie gra.
– dalej zostawała przy swoim.
- Po prostu strasznie się denerwuję. Mam taki mętlik w
głowię, że nawet nie wiem jak się nazywam. Boję się, że coś pójdzie nie tak, że
coś nie wyjdzie.
- A myślisz, że ja się nie denerwuję?
- A denerwujesz? Nie widać po tobie.
- Wiesz, jestem w końcu aktorką. – mrugnęła do mnie – Ale ja
też się strasznie denerwuję. Boję się, że w ostatniej chwili okaże się, że
sukienka nie będzie pasować, albo że coś będzie nie tak z salą, albo że gościom
coś się nie będzie podobało. Uwierz mi, że ja tak samo jak ty mam obawy. Ale
jednej rzeczy jestem absolutnie pewna.
- Jakiej? – zapytałem zaciekawiony.
- Tego, że jutro poślubię najwspanialszego faceta na tym
świecie, z którym będę szczęśliwa do końca moich dni.
- Ja również jestem pewien, że poślubię najcudowniejszą
kobietę na świecie, z którą już zawsze będę szczęśliwy. Kocham cię Alexa.
- Ja ciebie też Carlos.
Pocałowałem ją z miłością, którą ją darzyłem. Jednak nie
było nam dane dłużej się sobą cieszyć, bo ktoś zapukał do naszego pokoju.
Okazało się, że to James.
- Witam parę młodą. – przywitał się ucieszony.
- Witaj główny drużbo. – powiedziałem.
Tak to prawda. James jest moim głównym drużbą. Ale oprócz
niego są nimi: Kendall, Logan i mój brat Javi. Z kolei główną druhną Alexy
miała być Mckenzie, a pozostałymi: jej druga siostra Krizia, jej przyjaciółka
Olivia i dziewczyna Jamesa i zarazem nasza przyjaciółka Halston. Chcieliśmy aby
poczuła, że należy do tej naszej zwariowanej paczki i bez względu na to co
mówią o niej inni dla nas i przede wszystkim dla Jamesa jest ona kimś ważnym.
- Sory, że przyleciałem dopiero dziś, ale niestety nie dałem
rady wcześniej.
- Spoko stary. Nic się nie stało.
- Jak wam idą przygotowania?
- W sumie nie najgorzej. Jest jeszcze kilka drobiazgów do
załatwienia, ale damy sobie radę.
- Na pewno? Bo jak coś to jestem do waszej dyspozycji.
- Spokojnie, wszystko jakoś się ułoży. – uśmiechnąłem się
porozumiewawczo do Alexy.
- A co z gośćmi? Dotarli już wszyscy?
- Tak, właśnie dzisiaj przylecieli ostatni i są
zakwaterowani wszyscy w tym hotelu. – odpowiedziała moja przyszła żona.
- A propo muszę wam przyznać, że znaleźliście super
miejscówkę. Ale przyznajcie się, że sporo wybuliliście.
- No fakt. Zakwaterowanie gości, ślub, wesele, trochę to
kosztowało. Ale w takim momencie pieniądze nie są ważne. Chcemy, aby to był
najpiękniejszy dzień w naszym życiu i chcemy go świętować z ludźmi, którzy są
dla nas ważni więc pieniądze w takich chwilach się nie liczą.
-Święte słowa stary, święte słowa. Dobra, nie zawracam wam
więcej głowy, jak coś to jestem pod telefonem. Na razie.
- Cześć.
Dalszą część tego dnia spędziliśmy biegając i załatwiając
ostatnie formalności. To co mi powiedziała Alexa trochę mnie uspokoiło choć
nadal się denerwowałem. Miałem nadzieję, że z czasem wszystko przejdzie.
***następnego dnia***
*Per. Carlosa*
Od rana biegaliśmy i się szykowaliśmy. Chciałem zobaczyć Lex
w sukni ślubnej ale kategorycznie mi tego zabroniła, bo stwierdziła, że to
przynosi pecha. Takim to sposobem panna młoda z druhnami szykowały się w jednym
pokoju, a ja w drugim. Na szczęście facet nie potrzebuje kumpla to tego, żeby
ten mu uczesał włosy, czy zrobił makijaż. Dlatego z chłopakami ustaliłem, że spotkamy
się już w kościele.
*Per. Alexy*
Byłam kłębkiem nerwów. Modliłam się aby wszystko poszło
zgodnie z planem. Gdy już ubrałam sukienkę, dziewczyny pomogły mi z fryzura i
makijażem.
Byłam im wdzięczna za to co dla mnie robią. Same wcześniej
się przygotowały, aby móc mi pomóc.
Miały śliczne sukienki. Wspólnie je wybieraliśmy. Gdy
zbliżała się ta wyjątkowa godzina udałyśmy się do kościoła. Czekałyśmy z boku
tak żeby nikt nas nie zobaczył. Widziałyśmy, że chyba wszyscy goście się już
zjawili więc stanęłam przed wejściem i czekałam na marsz weselny aby wejść do
środka.
*Per. Carlosa*
Czekaliśmy już w kościele: ja,
James,
Kendall
i Javi. Brakowało tylko Logana.
Wszyscy goście już zajęli swoje miejsca.
- Widzisz James, mówiłem, że coś pójdzie nie tak. Za 5 minut
zaczynamy a Logana nigdzie nie widać. – panikowałem.
- Carlos spokojnie. On na pewno zaraz się zjawi. Wiesz, że
to jest Logan. On zawsze i wszędzie się spóźnia. Nie martw się. Zanim się
obejrzysz Logan tu przyjdzie.
James miał rację. Nie minęły dwie minuty, jak Henderson
wparował do sali.
- Carlos tak cię przepraszam. –powiedział na jednym wdechu –
Miałem małe kłopoty po drodze, ale już jestem, nie spóźniłem się. Znaczy chyba.
- Dobrze, że się pojawiłeś bo Carlito już od zmysłów
odchodził. – wtrącił Kendall.
- Aż tak to nie. –Kendall na mnie spojrzał z ukosa.- No
dobra może odrobinę, ale to dlatego, że się stresuję.
- Stary wyluzuj. Będzie dobrze. To jest twój i Alexy dzień.
Nic tego nie zepsuje. My tego dopilnujemy. – rzekł Logan.
- Dziękuję wam. Dziękuję za wszystko.
- Od tego są
przyjaciele. – uśmiechnął się James – Ale lepiej już ustawmy się bo lada moment
zaczynamy.
Nie minęła minuta a rozpoczął się marsz weselny. Wtedy
ujrzałem moją przyszłą żonę. Wyglądała przepięknie. Aż zabrakło mi słów aby to
opisać. Przed nią szły dwie małe dziewczynki i sypały kwiaty, a za nią kroczyły
dumnie jej druhny. Scena niczym z bajki.
Uroczystość mijała spokojnie, aż doszliśmy do
najważniejszego momentu tej ceremonii. Do przysięgi małżeńskiej. Ksiądz poprosił
abyśmy sobie podali dłonie i powtarzali za nim.
- Ja Alexa
- Ja Alexa – powtarzała moja ukochana.
- Biorę Ciebie Carlosie za męża
- Biorę Ciebie Carlosie za męża
- I ślubuję Ci
- I ślubuję Ci
- Miłość
- Miłość
- Wierność
- Wierność
- I uczciwość małżeńską
- I uczciwość małżeńską
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Tak mi dopomóż Bóg
- Tak mi dopomóż Bóg
- I wszyscy święci.
- I wszyscy święci.
Teraz przyszła kolej na mnie.
- Ja Carlos
- Ja Carlos
- Biorę Ciebie Alexo za żonę
- Biorę Ciebie Alexo za żonę
- I ślubuję Ci
- I ślubuję Ci
- Miłość
- Miłość
- Wierność
- Wierność
- I uczciwość małżeńską
- I uczciwość małżeńską
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci
- Tak mi dopomóż Bóg
- Tak mi dopomóż Bóg
- I wszyscy święci.
- I wszyscy święci.
- Proszę o obrączki. – rzekł kapłan udzielający nam ślubu.
Popatrzyłem na Jamesa, a ten zaczął przeszukiwać kieszenie.
Jedyna myśl: nie wziął ich. Lecz po chwili ku mojemu zaskoczeniu malutkie
pudełko z naszymi obrączkami podał mi Logan i mrugnął do mnie.
- Niech te obrączki będą symbolem waszej miłości teraz i na
wieki wieków. – wygłosił ksiądz, po czym poprosił – Proszę, włóżcie sobie
obrączki na palce.
Zrobiliśmy to o co poprosił.
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Może Pan pocałować pannę młodą.
Na to właśnie czekałem tyle czasu. Zbliżyłem się do Alexy i
dotknąłem swoimi wargami jej ust. Czułem się jak nastolatek, który całuje się
po raz pierwszy w życiu. W sumie po raz pierwszy całowałem moją żonę. „ŻONĘ”
Jak to cudownie brzmi. Teraz mogę rzec, że jestem najszczęśliwszym facetem na
Ziemi. Wyszliśmy z kościoła, a ludzie zaczęli w nas rzucać ryżem. Następnie
przyjmowaliśmy życzenia. Niektóre z nich były zupełnie normalne, czyli:
zdrowia, szczęścia, radości, miłości, wytrwałości w związku. A inne trochę
śmieszne i dziwne, czyli: dużo dzieci, więcej pozytywnej nienormalności,
dobrych kolacji połączonych ze śniadanie i wiele, wiele innych.
Potem postanowiliśmy zrobić sobie taką mini sesję ślubną.
Zdjęcia wyszły cudowne.
W końcu udaliśmy się na salę. Były one tak jakby podwójne.
Jedna z nich była to klasyczna sala w której, można było zjeść i napić się,
a druga to była sala, gdzie
zamówiony zespół grał a goście się bawili tańcząc.
Wszyscy wypili szampana, a my jako młodzi stłukliśmy
kieliszki. Potem rozpoczęły się tańce. Oczywiście pierwszy należał do nas.
Wszyscy stanęli w kole, a mi wirowaliśmy w środku świata poza sobą nie widząc.
To była magiczna chwila.
Potem wszyscy zaczęli tańczy i bawić się, aż doszliśmy do
zabaw.
Pierwsza z nich dotyczyła tylko nas. Usiedliśmy do siebie
plecami i dostaliśmy dwie kartki, jedna ze swoim imiennie a druga z imieniem
partnera. Wodzirej po kolei zadawał nam pytania, a my mieliśmy podnieść kartki
z właściwym imieniem. Pierwsze pytanie brzmiało: kto pierwszy powiedział
”kocham cię”? To było łatwe. To byłem ja. Oboje podnieśliśmy kartki z moim
imieniem. Następne pytanie to: kto lepiej prowadzi samochód. Z tym było trochę
problemów, ale jako facet sądziłem, że to ja. Na szczęście Alexa też tak
sądziła. Potem było jeszcze kilka innych pytań np: kto będzie trzymał kasę? kto
ma fajniejszych teściów? kto pierwszy wyciąga rękę po kłótni? kto pierwszy
zasypia w łóżku? kto będzie zmywał po posiłkach? kto będzie rządził w sypialni?
Na większość z nich odpowiedzieliśmy jednakowo, z czego
bardzo się cieszyliśmy.
Potem wybrani do kolejnego zadania byli czterej panowie, którzy mieli w
ciągu pół minuty zdobyć jak najwięcej damskich butów. Ten, który zbierze
najwięcej wygrywa. Potem graliśmy w znane chyba wszystkim gorące krzesła. Potem
zbieraliśmy na wózek dla naszego przyszłego maluszka. Potem był również taniec
na gazecie. Odbył się ten konkurs tańca dla panów. Panowie zgłaszali się
do zabawy. Zdjęli marynarki i podwinęli spodnie do kolan. Następnie po kolei
tańczyli Jezioro Łabędzi, tango, walca, salsę przy stosownym akompaniamencie. Śmiechu
przy tym wszystkim było nie mało. Każdy się dobrze bawił.
Gdy nastał ranek i zaczęło już świtać ostatni goście
rozeszli się, a my wróciliśmy do swojego pokoju, aby cieszyć się sobą.
**************
No i jak się podoba? Pierwsza jednorazówka na tym blogu. Mam nadzieję, że nie jest taka straszna ;)
I przypominam też o komentarzach pod ostatnim rozdziałem :)
Świetna jednorazówka, bardzo mi się podobała ;*
OdpowiedzUsuńŚwietna jednorazówka, bardzo mi się podobała ;*
OdpowiedzUsuńWszystko świetnie tylko na mój gust jest za dużo zdjęć. Ładniej by to się komponowało gdybyś po prostu opisała, ale dzięki obrazkom tekst jest lekki ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna jednorazówka ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną i na nowy rozdział *_*
Jak ładnie...Największy dylemat: Kto będzie trzymał kasę? Pozdrawiam i czekam na rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper jednorazówka :)
OdpowiedzUsuńŁadnie wyszła ceremonia jak i potem zabawy :D
Świetne :)
OdpowiedzUsuń